Tegoroczny biwak Chorągwi Południowej “Pan Bóg, mój garncarz” odbył się w ośrodku harcerskim w Bierach, niedaleko Jaworza.
Oboźnym został mianowany druh Grzegorz Siawrys. Z racji początkowo niekorzystnych warunków pogodowych spaliśmy w drewnianych domkach rozsianych po ośrodku, co zapewniło nam suchy nocleg. Gdy już wszyscy się zjechali, rozpaliliśmy ognisko i rozpoczęliśmy uroczyście biwak. Pierwszego dnia rano zostaliśmy podzieleni na zastępy i przybraliśmy nazwy : Bakłażany w sosie własnym, Latające helikoptery, Pomidorki koktajlowe, Żabki i Strzały.
Następnie każdy zastęp otrzymał unikalne zadanie do wykonania. Jedni zbierali drewno, inni je układali na ognisko, a jeszcze inni robili zwiad okolic. Po wykonaniu swoich małych misji każdy zastęp przygotował swoje logo, które później było prezentowane na ognisku. Wszystkim zapadła w pamięć głęboka interpretacja druha Konrada, członka zastępu Bakłażanów w sosie własnym na temat ich logo, które przedstawiało bakłażana w garnku. Po obiedzie poszliśmy nad rzekę, a część z nas zjeżdżała na tyrolce. Obserwując zachowania niektórych druhów i stan ich ubrań po spacerze nad wodę, sensu nabrały słowa druha komendanta “nie lubię jak tak cały czas pada, lepiej zmoknąć raz, a porządnie”. W tym dniu przemoczyliśmy się do suchej nitki, dlatego w każdej możliwej przerwie, cały obóz aż huczał od ilości działających suszarek, gdyż każdy odpowiednio wyposażony harcerz suszył sobie buty. Tej nocy również odbyła się gra nocna, która polegała na szukaniu opakowań rozmieszczonych po okolicy oraz rozszyfrowaniu zakodowanej wiadomości, którą był tekst biblijny.
W piątek słońce wyjrzało zza chmur, co zostało wykorzystane jako kolejna okazja do suszenia mokrych części garderoby. Poranna gimnastyka tchnęła w nas energię, którą pomimo niewyspania z chęcią pożytkowaliśmy na harce, jednak skończyły się one, gdy oboźny zarządził sprzątanie obozowiska. Kiedy wszystkie zastępy posprzątały swoje kwatery druh komendant postanowił nauczyć nas odczytywania komend wydawanych jedynie gestami. Wraz z druhem oboźnym zarządzili nie wydając z siebie dźwięku wymarsz w góry. W drodze przyjęliśmy szyk zwiadowczy, który ułatwiał nam komunikację grupową na rozległej połaci terenu. Po wielu próbach, udało nam się porozumiewać bez słowa. Gdy wszyscy zgłodnieli, wróciliśmy i zjedliśmy przepyszny obiad, po którym jedni sprzątali, a ci którzy skończyli, bawili się w “wirusa”. Po niesamowitym zachodzie słońca rozpaliliśmy ognisko i rozpoczęliśmy dzień Sobotni chwaląc Boga pieśniami, zabawami i słowami refleksji.
W sobotę cały obóz świętował śpiąc godzinę dłużej. Po śniadaniu ubraliśmy pełne mundury. Tak wystrojeni udaliśmy się do zboru w Jaworzu i braliśmy udział w nabożeństwie, a po nim nastąpił przepyszny poczęstunek, który wywołał uśmiech na twarzach wszystkich harcerzy. Po tak mile spędzonym czasie wróciliśmy do obozowiska i tam każdy odpoczywał na swój własny sposób. Jedni spali, drudzy się opalali, a inni grali w gry zespołowe. W porze przedkolacyjnej druh oboźny zebrał nas i zostaliśmy podzieleni na dwie przeciwne drużyny. Każda z nich otrzymała sztandar, który musiała ochraniać przed uprowadzeniem. Dziesięciu żądnych krwi mężczyzn i dziesięć żądnych zwycięstwa kobiet stanęło naprzeciw siebie w bitwie o flagę, w której liczył się spryt i szybkość. Po wyrównanej walce przeciwnicy uścisnęli sobie dłonie i rozeszli z uśmiechami na twarzy.
Sobotnia noc była pełna wrażeń dla kadry, która przygotowywała przyrzeczenie.
“Wstawaj, to jest gra nocna, jesteś potrzebny” – to usłyszały osoby, obudzone tej nocy, która odmieniła całkowicie ich życia, a także wzbogaciła Polskie zastępy Pathfinder o dwóch nowych członków. Postanowili oni kroczyć drogą harcerza, przypieczętowując tą decyzję przyrzeczeniem. “Harcerzem jest się przez całe życie” – rzekł w tej pamiętnej chwili druh komendant.
Tej nocy niektórzy nie mieli okazji doświadczyć przyjemności wstawania, ponieważ nawet nie zmrużyli oka. Po śniadaniu rozdzielono zadania związane ze sprzątaniem i w kilka godzin sprawiliśmy, że ośrodek wręcz lśnił czystością. W okolicach obiadu po obozowisku zaczęli kręcić się przyjeżdżający rodzice. Po obiedzie zwołano apel, na którym druh oboźny przeczytał rozkaz i przydzielił stopnie i sprawności. Na zakończenie,z racji, że słowa “koniec, zakończenie, ostatnie” były zakazane , druh komendant powiedział: “Następny apel będzie jesienią.”
Malwina Skorupska
Drużyna Kraków
{gallery}biery2013{/gallery}