W tym roku obóz minął pod hasłem „Wybrany” i mam nadzieję, że po tych ośmiu wspólnie spędzonych dniach każdy zuch i cała kadra wracała z przeświadczeniem, że Bóg wybrał nas do wyjątkowego dzieła i jesteśmy w jego oczach wyjątkowi i cenni.
Pierwszego dnia wszechogarniający chaos zmusił nas do wybrania króla – dokładnie tak, jak robiły to okoliczne podobozy. Mimo, że nie to było wolą Bożą, Samuel dał nam Saula, który od tej pory dbał o nas. Dzięki niemu dostaliśmy wieczorem kolację, zapanował ład i porządek, ale niestety nie na długo. Okazało się, że Saul zaczął odchodzić od Boga i ten nakazał Samuelowi namaścić nowego króla, którym okazał się bardzo mały pastuszek Dawid. Dawid dzielnie chronił swoje owce przed lwami i niedźwiedziami, a że wszyscy chcieli być tacy jak on zaczęliśmy realizować unikatową na skalę światową sprawność Procarz, opracowaną specjalnie na potrzeby obozu. Każdy zrobił dwie proce (tzw. Y oraz sznurkową), a następnie mogliśmy trenować celność na profesjonalnie przygotowanej przez druhnę Zulę strzelnicy. Dobrze, że mieliśmy gdzie trenować, bo szybko okazało się, że Filistyni podchodzą nasz podobóz i zuchy dzielnie obroniły nas przed Goliatem ostrzeliwując go szyszkami.
Dalsza historia Saula pokazała, że niestety wzrastała w nim zazdrość, bo jak się okazało, Dawid był przystojniejszy. Zawiodło to króla do najgorszych czynów i przedwcześnie skończył życie. Mogliśmy poznawać ich dzieje na codziennych porannych i wieczornych nabożeństwach, dzięki kadrze, która realistycznie odgrywała sceny z Biblii. W ramach realizowania sprawności Biblijne rodziny królewskie zuchy przygotowały nowemu władcy salę tronową z własnoręcznie zrobionym tronem wykorzystując poznane węzły oraz uszyły przepiękną szatę, którą Dawid później dumnie nosił.
Oboźny Piotr pozazdrościwszy zuchom fachu w rękach postanowił również zrobić pożyteczne rzeczy w naszym podobozie. Dzięki niemu mieliśmy huśtawkę, liny to wspinania, równoważnię, ławki, piękny plac apelowy i wiele innych atrakcji.
Podobóz zuchowy posiadał najwspanialszych na świecie oboźnego i komendantkę, co zuchy same osądziły podrzucając dziesiątki liścików o tej lub zbliżonej treści. Fakt, że często były znajdywane tuż przed lub w trakcie inspekcji czystości namiotów wcale nie wzbudzał wątpliwości, co do szczerych intencji lub próby łapówki. Czekolada i tak trafiała uczciwie do najporządniejszych zastępów. W związku z gorącą pogodą codziennie mieliśmy zabawy z wodą, które kończyły się kąpaniem w rzece. Graliśmy mecze mopingu, biliśmy się na balony z wodą, strzelaliśmy pistoletami na wodę, wypożyczonymi od oddziału zwiadowczego Filistynów GOLIAT z podobozu harcerzy młodszych. Jednym słowem zabawa była przednia.
Tradycją jest to, że nieuwaga i bałaganiarstwo objawiające się różnego rodzaju zgubami, nagradzane są na apelu barankami, samolocikami, krzesełkami i innymi wynalazkami. Nową tradycją natomiast będą od tej pory standardy dotyczące czasu wykonywania poszczególnych czynności. Jeden z najmniejszych zuchów, Tomek, ku przerażeniu mamy, sam wycenił jeden z przedmiotów na 2 minuty krzesełka. Ku zdumieniu całego podobozu wykonał je w idealnej pozycji do końca, po czym kilka dni później pobił rekord wytrzymując 4 minuty! Ten wyczyn dla większości dorosłych jest nie do wykonania. Nie wierzysz? Polecam spróbować: stań, następnie kucnij w takiej pozycji, aby w kolanach i biodrach były kąty proste i trzymaj ręce wyprostowane przed sobą. Czemu czytasz dalej? Nie żartuję, teraz trochę ćwiczeń!
Dalej dowiedzieliśmy się, że Dawid poza tym, że był wspaniałym wojownikiem uwielbiał sztukę szeroko rozumianą: pisał i śpiewał psalmy, tańczył. W związku z tym postanowiliśmy kolejny raz się nim zainspirować i zrealizowaliśmy sprawność Trubadur. Robiliśmy grzechotki, którymi później pomagaliśmy gitarzystom przy wspólnym śpiewie na ogniskach. Przygotowaliśmy scenki z życia różnych królów biblijnych, które stały się hitem obozu, a kadra pozazdrościła i potem przygotowała na pożegnalne wspólne ognisko z harcerzami scenki przedstawiające znane i lubiane bajki o Śnieżce i Kopciuszku, w nieco mniej znanej wersji, wprowadzając jeszcze więcej humoru, jakby tego nam brakowało.
Wesołym zakończeniem była zielona noc, która dla niektórych była wyjątkowo długa. W końcu nie lada wyzwaniem jest pomalowanie twarzy 32 śpiącym dzieciom i zrobienie wspaniałych dekoracji na placu apelowym, nie wspominając już o zwinięciu butów druhowi Piotrowi, Andrzejowi, Tymkowi, Ewie i Paulinie, oraz zawieszeniu baaardzo wysoko słynnego kapelusza Indiany… przepraszam, druhny Zuli.
Do rodziny Adventurer dołączyli Nikola, Oliwia, Asia, Kacper i Sebastian. A dotychczasowy zuch Natan złożył na tej samej uroczystości przyrzeczenie Pathfinder. Radość przepełniała nasze serca.
Zuchy tworzą niesamowity klimat i atmosferę obozu sami w sobie, ale gdyby nie sąsiadujące zaprzyjaźnione podobozy harcerzy młodszych i starszych wspomnienia byłyby zdecydowanie mniej bogate. Dziękujemy za ogniska pełne energii i humoru. Dziękujemy za pełne wrażeń otrzęsiny. Dziękujemy za wspólne sobotnie nabożeństwo i niesamowitą uroczystość chrztu świętego. Dziękujemy również za emocje związane z podchodzeniem słynnej nutelli ;)
Ciężko opisać 8 dni wypełnionych wspaniałą zabawą w kilku akapitach. Jedno jest pewne: jeśli czytasz to sprawozdanie jako tegoroczny uczestnik, to wracają Ci wspaniałe wspomnienia, a jeśli jako osoba, która robiła w tym czasie coś zupełnie innego, to nie rozumiesz wszystkich sformułowań i żałujesz, że nie zdecydowałeś/aś się na obóz.
Paradoksalnie obóz był pełen luzu i swobody, jednocześnie zachowując dyscyplinę i zorganizowanie uczestników. Jestem wdzięczna zuchom za radość i zaangażowanie, zastępowym za poświęcenie, druhnom Zuli i Gosi za wspaniale przygotowany program, oboźnemu Piotrowi za zorganizowanie obozowiska i pilnowanie porządku, a szczególnie Bogu za jego obecność i opiekę.
Czuwaj Maranatha!
Komendantka podobozu zuchowego,
dh Paulina