Wieje silny wiatr. W sumie to własnie taką pogodę zapowiadali w Bielsku na 6 marca. Mocniej łapię mamę za rękę. “Jeszcze tylko kilka metrów” – zapewnia tata. Uf, to tutaj, wchodzimy. Jest już kilka rodzin. Jestem trochę zawstydzony, ale pewnie będzie fajnie. Zawsze jest fajnie jak robię coś z mamą i tatą! Ściągam szalik, czapkę. W głównej sali słychać odgłosy leśnych ptaków. Mogę poczuć się jak w lesie! Oooo!!! Na środku sali jest rozbity namiot! Ciekawe czy będę mógł do niego wejść… A tam małe wiewiórki! I ognisko! Mama pokazuje mi miejsce, na którym mogę usiąść. Jakaś ciocia w mundurze mówi, że poczekamy jeszcze 10 minut na spóźnialskich. Szkoda, chciałbym już zacząć. Jeszcze tylko kilka minut.
Ciocia opowiada nam o tym jak została harcerzem. Zastanawiam się czy ja też dałbym radę pojechać na taki obóz bez mamy. Wspólnie śpiewamy, tata też pokazuje i kołysze się w rytm muzyki. Dostaję na głowę koronę. Korona daje mi głos. Mam opowiedzieć o swoich rodzicach. Mówię, że mama świetnie gotuje, ale nie lubi sprzątać. Tata opowiada o mnie. Zdradza, że bardzo lubię się modlić i układać klocki. Siadamy i czekamy w skupieniu, bo przed nami teatrzyk. Szkoda, że tak szybko się skończył. Dzięki królowej mrówek już wiem jak należy zachować się w lesie. Mam nadzieję, że zobaczę kiedyś prawdziwą królową mrówek.
Ciocia Sandra dzieli nas na dwie grupy. Idę za Sebastianem. Będziemy uczestniczyć w prawdziwej zbiórce zuchowej! Ile tu przygotowanych zabaw! Widzę przygotowaną pajęczynę, muszę przez nią przejść, aby jej nie dotknąć. Uczę się też kierunków świata i wiem co zrobić, gdy zgubię się w lesie. Na koniec poznaję nieznane mi dotąd zwierzęta.
Teraz jest przerwa. Mama daje mi buziaka i mówi o tym, że miała swoje warsztaty. Wracamy do wspólnej sali.
Ciocia Sandra pozwala nam oglądać ognisko i wchodzić do namiotu (mimo uwag ze strony rodziców, że na pewno coś zepsujemy). Fajnie tu jest. Niepotrzebnie się martwiłem. Znów śpiewamy. Tata tak śmiesznie podskakuje! Jest losowanie nagród i wylosowałem odlew mrowiska! Pokażę Kubie jutro w szkole.
Pora na obiad. Mama się dziwi, że tak dużo zjadłem a ja nie. Jak jest tyle wrażeń i tak dobre spaghetti to trudno odmówić dokładki! Wracamy do domu. Pytam kiedy następne spotkanie zuchów. Tata trochę posmutniał i mówi, że nie wiadomo, bo nikt nie chce poprowadzić drużyny. Mama pociesza tatę i mówi, że przecież oni mogą się tym zająć. Ciocia Sandra pomoże im w prowadzeniu drużyny – tak powiedziała do wszystkich rodziców. Mama dodaje jeszcze, że ważniejsze od matematyki i angielskiego jest wspólnota z innymi dziećmi, które kochają Chrystusa.
Modlę się. Panie Boże czy możesz znaleźć kogoś kto poprowadzi razem z moimi rodzicami drużynę? Bardzo proszę. Tak bardzo chcę dowiedzieć się więcej o Tobie i tym co stworzyłeś.Chcę zostać zuchem. Pomożesz mi?