W roku 2015 zimowisko Chorągwi Południowej Pathfinder obracało się wokół tematyki bieguna południowego. Skupiliśmy się głównie na historii Ernesta Shackletone’a – człowieka który nie zdobył bieguna, bo większą wartością dla niego było życie jego towarzyszy. Ugościł nas ciepło zbór w Żorach, za co serdecznie dziękujemy.
Dzień 1 – Przygotowanie do wyprawy
Tak jak Shackleton, każdy z nas musi przygotować się do wyprawy – znaleźć potrzebnych ludzi, zgromadzić zapasy, znaleźć statek, którym będzie się płynąć. Wszyscy zostaliśmy zwerbowani przez szefa wyprawy (w którego wcielił się komendant zimowiska – Sandra Początek) do wyprawy na biegunie ze względu na swoje talenty i zdolności. Każdy miał na statku jakąś funkcję, wszyscy byli potrzebni. Naszym pokładem stała się nasza baza. Statek nazwaliśmy Endurance (po angielsku to znaczy wytrwałość), co nawiązywało do statku Shackleton’a jak również przewodniej myśli zimowiska –
“Wiedząc zaś, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość,
Wytrwałość niech prowadzi was do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków”
(List Jakuba 1.3-4)
Przedyskutowaliśmy wspólnie, dlaczego właściwie chcemy wyruszać? Przecież to wymaga wyrzeczeń. Wspólnie ustaliliśmy, że chcemy osiągnąć wielki cel, być sławnymi i spełnić swoje marzenia.
Obejrzeliśmy wspólnie film opowiadający o Antarktydzie, by zapoznać się z warunkami tam panującymi.
Elementem gry popołudniowej było szukanie śladów po niedoszłym zdobywcy bieguna – Kapitanie Scottcie. Ekipa poszukiwawcza złożona z całego zimowiska wyruszyła za wskazówkami w postaci porzuconych fragmentów starego dziennika kapitana. Po drodze każdy z zastępów miał za zadanie sporządzić mapę otoczenia. Na końcu drogi znaleźliśmy zaszyfrowaną wiadomość oraz pingwiny (przebrane osoby z kadry), którym trzeba było zrobić zdjęcie. Nie było to proste, ponieważ uciekały. Pod koniec zimowiska zwycięzcy posiadający udokumentowane pingwiny otrzymali nagrody.
Pierwsza nasza wycieczka nauczyła nas, że z zimnem nie ma żartów (rodzice, uczcie dzieci ciepło się ubierać!) i trzeba się porządnie przygotować na antarktyczną wyprawę, bo to nie lada wycieczka. Każdy z zastępów przybrał nazwę jednego z gatunków pingwinów (Adeli, Białoskrzydłe, Złotoczube, Magellańskie, Humboldta, Królewskie).
Wieczór zakończyliśmy w ciepłej (w każdym sensie) atmosferze świecogniska, śpiewając, słuchając gawędy i podsumowując wiedzę zdobytą w tym dniu.
Dzień 2 – Badanie przyrody i samego siebie
Nasz statek utknął w krze lodowej, więc zostaliśmy uwięzieni. Postanowiliśmy aktywnie spędzić ten czas. Po przepysznym i krzepiącym posiłku udaliśmy się na pobliskie szkolne boisko, gdzie harcerze grali w gry ruchowe (a dla każdego harcerza rozwój tężyzny fizycznej to ważna sprawa!) a zuchy bawiły się na placyku zabaw tuż obok. Wszyscy grali zgodnie i wytrwale, a uśmiechy nie schodziły z naszych twarzy.
Po następującym obiedzie odbyły się sprawności. Harcerze uczyli się o komunikacji, survivalu zimowym i ochronie środowiska. Dla zuchów też nie zabrakło bogatego programu prowadzonego przez zastępowych. Każdy z nas wzbogacił się o pożyteczną i przydatną dla siebie wiedzę, która z pewnością kiedyś zaprocentuje.
Czwartkowy wieczór – Sylwester spędziliśmy przy grach planszowych. Każdy znalazł coś dla siebie i w ten sposób w grupach integrowaliśmy się ze sobą. O północy chętni wyszli na zewnątrz oglądać fajerwerki, a potem poszliśmy spać.
Dzień 3 – Zwątpienie i bunt
Wytrwałość – nasz statek został zmiażdżony przez napierające na niego kry. Uratowaliśmy z niego ile się dało, jednak musieliśmy pozbyć się balastu, którym były zapasy jedzenia. Dlatego w tym dniu jedzenie było szczególnie wyborne!
Tym razem rano odbyły się sprawności. Część z nas (survival zimowy) miała zajęcia w terenie – budowanie szałasów, ognisk dymnych i wyznaczanie kierunków świata bez kompasu. Reszta pilnie rozszyfrowywała wiadomości bądź pochłaniała wiedzę o ochronie środowiska.
Po południu (i pysznym obiedzie) odbyła się bitwa o flagę – czyli ulubiona gra wszystkich harcerzy!
Szefa – Ernesta Shackletona (Sandry Początek) z nami wtedy nie było. Kapitan statku (którym był Sebastian Ganczarczyk – nasz oboźny) podburzył nas przeciwko szefowi i zachęcił do buntu. “Przecież możemy zdobyć biegun!” – przekonywał. Podzieliliśmy się więc na grupy badawcze, które miały sprawdzić dogodną drogę do celu. Podczas tej buntownczej wyprawy w każdej z grup jedna z osób doznała poważnej (Spokojnie! To było tylko udawane!) kontuzji, co uniemozliwiało dalszą przeprawę. Każdy z nas musiał zmierzyć się z dylematem – Czy ważniejszy jest ambitny cel, czy życie ludzkie? Zgodziliśmy się co do tego, żeby ocalić naszych towarzyszy. Ta ważna lekcja uświadomiła nam, że cel naszej wyprawy jest inny – wszyscy muszą cali i zdrowi wrócić do domu.
Wieczorem rozpoczęliśmy Sobotę modlitwą i nabożeństwem. Nasz szef wyprawy – Sandra postanowiła wypłynąć jedną z szalup ratunkowych do wioski wielorybniczej (Rybnika) aby przyprowadzić ratunek dla całej załogi.
Pozostało nam tylko czekać…
Dzień 4 – Przedkładanie dobra innych nad swoje cele.
Szef wyprawy wciąż nie wrócił. Musieliśmy radzić sobie bez niego. Na szczęście uśmiechnięci i serdeczni zborownicy w Żorach podzielili się z nami otuchą i nadzieją. Wzięliśmy aktywny udział w nabożeństwie. Kazanie, które wygłosił kapelan naszej wyprawy – Marek Kroczyk opowiadało o historii Apostoła Pawła na tonącym statku. Uświadomił nam, że zaufanie do Boga jest najważniejsze i jeśli poddamy się mu, to (pomimo tego, że nasz statek zatonie) przeżyjemy. Dlatego nie warto ratować tonącego statku (który symbolizuje ziemię), lecz zaufać Bogu, że on ochroni nasze życia.
Popołudnie – Szef powrócił! Przywiózł ze sobą zapasy jedzenia. Postanowiliśmy podzielić się Dobrą Nowiną z wielorybnikami (w tym przypadku mieszkańcami Żor) poprzez śpiewanie duchowych piosenek i rozdawanie broszur okolicznym ludziom. Spotkało się to z wieloma uśmiechami. Mamy nadzieję, że to doświadczenie skłoniło naszych słuchaczy do refleksji nad zbawieniem. Wieczorem każdy z nas dostał z kuchni rarytas – przepyszną drożdżówkę i cieplutkie kakao. Chociaż było nam dobrze, trzeba wracać do domu, prawda?
Dzień 5 – Powrót do domu
W końcu jesteśmy bezpieczni, statek zabierający nas do domu czeka u brzegu. Nasz Kapelan nauczał nas, że tak samo wrócimy razem z Jezusem, jeśli będziemy słuchać jego wskazówek. Wyczyściliśmy miejsce naszego pobytu na błysk (czystość dla każdego harcerza jest ważna!). Spakowaliśmy się i po ciepłych pożegnaniach i ciepłym posiłku rozjechaliśmy się do domów.
Tegoroczne zimowisko nauczyło nas ważnych życiowych prawd – aby nie narażać innych dla swoich ambicji oraz aby słuchać Jezusa i wierzyć, że nas uratuje. Oprócz tego nabyliśmy ważnych harcerskich umiejętności i zżyliśmy się ze sobą.
Dziękujemy z całego serca kadrze za zaangażowanie, uczestnikom za udział (i dodanie nam wiary w to, że warto organizować dla nich wydarzenia) oraz zborownikom za serdeczne przyjęcie, pomoc w potrzebie i miłe słowa. Cieszymy się ze wspólnie spędzonych chwil.
A tymczasem – “Przy innym ogniu w inną noc, do zobaczenia znów!”
(Autor: Dh. Malwina Skorupska, 4 Krakowska Drużyna Pathfinder “Smoki”)