Relacja oczami uczestnika:
Dzień 1
Dzisiaj startujemy, ostatnie minuty w pracy, szybki powrót do domu, check lista sprawdzona, bilet kupiony, plecaki na plecy… pełna ekscytacja, bo nowe, bo razem, bez dzieci, pociągiem, wiec: W DROGĘ!!! Przygodaaaa, przygodaaaa
I tu doświadczamy zderzenia z polskim PKP: Tym-dym-dym: „Pociąg do Katowic opóźniony 165 min „Pięknie Kurcze Pięknie”!!!
Burza mózgów i za chwile pędzimy samochodem, bo przecież nic NAS nie zatrzyma
Późny wieczór/prawie noc/100km od celu dzwoni ON (czyt. jeden z głównych organizatorów, ostoja kadry, filar, wielokrotnie przełożony oboźny) i każe mi kupić taśmę McGyvera i żel na oparzenia cytuję „najlepiej aloesowy” (tak jakby na każdej stacji benzynowej mieli półkę z FOREVER LIVING PRODUCTS) Ale nie wyrażam sprzeciwu i pokornie pytam: „co się stało”? A ON na to, że wśród uczestników mamy „zapalonego” fana biwakowania (czyt. długoletni, niezwykle błyskotliwy i zorganizowany drużynowy) i że zawsze działając na polecenie wysoko postawionych osób w strukturach ZHA (czyt. CEO ZHA) robota dosłownie pali mu się w rękach. W głowie „zapala” mi się pierwsza czerwona lampka… NIC pędzimy dalej, dojeżdżamy do Olsztynka, parkujemy, no i w drogę. Przed Naszą czwórką 8 km drogi w kompletnej ciemności. Pomyślałem damy radę!!! Przecież ON i reszta pokonali ten dystans (fakt, że w dzień i po raz drugi). Ale nie to było ważne, najważniejsze, że czekają!!! Z herbatą, z ogniskiem, HURRAAA!!! Nie czekali…..
Dzień 2
Wstałem skoro świt, dziś kolejny dzień przygody!!! Nocowaliśmy w miejscu gdzie był stary młyn, lecz jedyną rzeczą, która przypomina tutaj młyn są zachowania i odgłosy chrapania (choć ON twierdzi, że nie chrapie) i jeleni dookoła Nas
3 godziny później, kiedy słońce osiągnęło prawie szczyt: ON komunikuje, że ruszamy i mamy do przejścia 25 km. Po czym rozdaje bawełniane koszulki (na check liście podkreślali, żeby absolutnie nie zabierać bawełnianych T-shirtów) Myślę sobie: LEPIEJ, POŹNO NIŻ WCALE i może T-shirt to nie koszulka w takim razie!!! i ruszamy w trasę… Na początku powoli, przez żywopłot bardziej chyba ON pewny swego, naszpikowany elektroniką niczym Steve Jobs bushcraftu co chwila zerka na lewą rękę jakby szukał tam telefonu do przyjaciela. Wtedy do pomocy rusza ONA (czyt. doświadczona, pół-islandzkiej krwi Magda Gesller turystyki pieszej z Olsztyna) Po wymianie zdań wnioskuję, że możemy dziś nie nocować w zaplanowanym miejscu… A więc nucę sobie tak:
„Krzaki, asfalt, ścieżka, las!
Tak Nam mija szybko czas…
Kurs, azymut, Gessler, Steve,
obym wyszedł z tego żyw,
Ośrodek już o krok
Choć zapada tutaj zmrok”
Dotarliśmy, ośrodek nad jeziorem GIM, toaleta, prąd i prysznic, HURRRAAA!!! I wtedy podchodzi ON i mówi, że mamy przygotować ognisko… mało tego, mówi, ze zapomniał siekiery… mało tego, na check liście wpisał krzesiwo, więc wziąłem, niepotrzebnie zresztą mógł wpisać tą siekierę, to bym wziął… Ale najgorsze miało jeszcze nastąpić. Ognisko rozpalone, kiełbaski, chlebek, serki, pieczarki, kukurydza, a nawet banany, ale co z tego jak do pieczenia tylko jeden kij i mało tego, że jeden, NON STOP zajęty, bo co chwile ktoś coś chce smażyć… Myślę: pójdę sie wykąpać i jedynie ten ciepły prysznic dał mi chwilę ukojenia… Ooooohhhhh
Dzień 3
Wstaje skoro świt, piękna pogoda, słonko delikatnie muska moją twarz, WYJĄTKOWY DZIEŃ!!! Patrzę w prawo i widzę „zapalonego” fana biwakowania. Myślę sobie: „Oby nie chciał przeprowadzać mi instruktażu montażu kartusza w kuchence”?! Na co on do mnie: „ON powiedział żebyśmy zawieźli JEGO samochodem wodę pitną na miejsce kolejnego noclegu”. Pomyślałem „Lepiej z Nim pojadę, bo zanim wszyscy wstaną, to zacznie mnie jeszcze uczyć nabijać kartusze od kuchenek” Na to wszystko wstaje ON i wręcza Nam kluczyki od swojego VOLVO informując, ze z lewego tylnego koła może uchodzić powietrze… wspaniale… wyjątkowy dzień – wyjątkowe zadanie Ruszamy, jak sie okazuje bez dokumentów, na rezerwie i bez wody do gotowania (w bagażniku jest tylko woda pitna)…lecz czymże jest brak wody do gotowania dla nieposkromionego „władcy ognia”… Po przybyciu na miejsce od razu wykorzystuje swój niezwykle kreatywny umysł i pobiera wodę z najbliższego TOI TOI-a… Widocznie po ostatnich wydarzeniach nie poczuł się jeszcze wypalony. Zanosimy ekwipunek w docelowe miejsce i ruszamy w drogę powrotną… Nagle dzwoni ONA (współorganizatorka wyprawy, niestrudzona wędrowniczka, „ciocia od zuchów”, a prywatnie JEGO towarzyszka życia) i pyta kiedy będziemy, bo „musi” koniecznie umyć głowę, a w samochodzie jest ręcznik („czy my sie wybieramy na zjazd młodzieży w Podkowie Leśnej, czy na wędrówkę bezdrożami Mazur i Warmii czy tez Warmii i Mazur, bo juz chyba nikt tu nie wie gdzie jesteśmy”- zapytałem w swojej głowie). Nic, jedziemy – może śniadanie będzie rekompensatą…
Tak jak myślałem śniadanie przywraca ducha wędrówki… wiec ruszamy… natychmiast… trwaj przygodo… prosto do celu->->-> Oj nie tak prosto
„Choć początek wędrówki wydawał sie gładki,
to po kilku kilometrach znów rozpoczęli te swoje za-gadki,
że w prawo, że w lewo,
że tam jest ten kamień, a tutaj to drzewo….
Że tu jest ta ścieżka,
a tu jest ten szlak
i że skręcamy tam gdzie jest ten krzak!!!”
Jakby tego było mało to ON i ten Płomiennie Błyskotliwy nagle pośrodku lasu postanowili, że zostaną youtuberami. Więc w niedługim czasie spodziewajcie sie nowego kanału „Przemyślenia leśnych dziadków”!!! SUBSKRYBUJCIE!!!
A wracając do samej wędrówki, to tu się zaczęły prawdziwe łamigłówki!!! Nagle na Naszej drodze „niewiadomo skąd” wyrósł jak spod ziemi peerelowski tajny ośrodek rządowy, a „jedyna” trasa przebiega przez jego ogrodzony teren. I w oto ten sposób przez kilka kilometrów mogliśmy podziwiać „niezwykle zaawansowaną infrastrukturę ośrodka” w postaci płotu i druta kolczastego + 4 km do trasy (dzięki za ten bonus, być może nie będzie mi dane już więcej ujrzeć tego inżynieryjnego „cudu techniki”…
I w końcu upragniony obiad nad jeziorem…. HURRAAAA!!! Wróććć….. jezioro gdzieś tam pewnie było za drogą, tatarakami i lasem (może następnym razem)???!!! Po obiedzie ruszamy naładowani pozytywną energią i wszystkim co dostępne w proszku (płomiennie błyskotliwy przywiózł nawet jajka w proszku)?! Wędrówka trwa w najlepsze… aż tu nagle ON oznajmia, że musimy sie zatrzymać, żeby zabezpieczyć sie przed deszczem… Wyciągam pelerynę i realizuję „operację mega opad” jak i zresztą wszyscy, po czym okazuje sie, że padać to miało tylko na prognozachNa szczęście NASI niestrudzeni organizatorzy w dalszej części wędrówki zaplanowali przejście przez tzw. „mokre krzaki” żeby „przewietrzanie” peleryn nie poszło na marne… Wynurzając się z gęstwiny rozpoznaję teren w którym zostawialiśmy wodę o poranku, widzę też „punkt poboru wody” tzw. TOY STORY. Myślę to już blisko, mówili 5-10 min…. Myliłem się, mija pół godziny, a ON zerka na zegarek i mówi, że za chwilkę będziemy… DOCIERAMY NA MIEJSCE NOCLEGU!!! Zapowiada się zimna noc, jak dobrze, że mam odpowiednią karimatę i śpiwór.
Dzień 4
„Po raz kolejny wstaję skoro świt,
Oprócz mnie nie wstaje nikt,
Dobrze, ze kończymy dziś,
Bo na drzewie juz jesienny liść”
pomyślałem myjąc menażkę w wodach jeziora Pluszne. Kilka dobrych rozmów, potem śniadanie, pakujemy rzeczy i pora wyruszać… Dzisiejsza wędrówka choć krótsza niż zwykle, naznaczona obietnicą Naszej Magdy Gesller turystyki pieszej, choć jak się okazuje również kulinarnej. Otóż po dojściu do punktu końcowego mamy się wybrać na przepyszne Jagodzianki z lokalnej cukierni. DOCIERAMY NA MIEJSCE…. HURRRAAAA!!! Szybka fotka ze stacją i płotem (chyba żeby zatrzymać wspomnienia z dnia poprzedniego?!) Drożdżówki!!!! Tzn. Drożdżówka!!! Cieszyć się czy smucić? Oto jest pytanie? Żal odjeżdżać!!! To dylemat!!! Dlaczego??? Bo do domu 700 km!!!
Poniedziałek rano:
Jak dobrze, że żyję!!! Byłem na pierwszym…………. i mam nadzieje nie ostatnim wypadzie MGO. Przecież o to chodzi w Master Guide Outdoors!!! Żeby przeżyć cos niesamowitego, a to było NIEZWYKLE NIESAMOWITE. Jak to mówi młodzież: BYŁ OGIEŃ!!!
Z harcerskim pozdrowieniem
Uczestnik 10/10
Garść statystyk:
Miejsce: Olsztynek, Warmia i Mazury
Czas przejścia: 4 dni – niepełne
Odległość: 70 km
Ilość Uczestników: 10 sztuk, w tym ukończyło 10/10
Warunki pogodowe: częściej słońce/czasem deszcz
Wartość dodana: wspomnienia na całe życie
A co było na Warmii… zostaje na Warmii…
Więcej zdjęć z wydarzenia znajduje się tutaj