Trzy dni, dwie noce, a wyzwań niezliczona ilość.
To zdanie miałem w głowie przed biwakiem, co sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem wziąć w nim udział. Pomysł pojawił się na jednej z zbiórek, i długo się nie zastanawialiśmy, TAK! robimy biwak wędrowny z główną atrakcją jaką będzie spanie w hamakach pod gołym niebem. Po krótkich przygotowaniach spotkaliśmy się w piątkowy poranek na dworcu w Wałbrzychu, i ruszyliśmy do naszej bazy wypadowej, budynku kościoła ADS. Tam spakowaliśmy do naszych plecaków wodę i prowiant na całą wędrówkę i wczesnym popołudniem ruszyliśmy przed siebie, z celem zwiedzania ruin oraz widoków jakich nie doświadczymy na biwakach w bazach harcerskich.
Wałbrzych to miasto położone u podnóża gór, więc teren nie był łatwy, wzniesienia towarzyszyły nam na przemian z zejściami. Uczyliśmy się odpowiednio rozkładać siły, oszczędzać, jakże cenną podczas takich wydarzeń, wodę, pakować plecaki tak, aby były wygodniejsze przy długich marszach. 17 uczestników gotowych wyzwań dzielnie wędrowało i na postojach korzystało z takich dobrodziejstw jak fasolka w sosie z puszki, i płatki owsiane. (Btw, polecamy to jako posiłki, nam się super sprawdziły)
W piątkowy wieczór znaleźliśmy odpowiednie miejsce na rozbicie obozu, i rozpoczęcie soboty na punkcie widokowym. Był to błogosławiony czas. A sobotniego ranka już przed 7 wyruszyliśmy by udać się na miejsce nabożeństwa. Niestety z racji nieprzewidzianych zdarzeń zaplanowane miejsce musiało się zmienić, przeprowadziliśmy lekcje w grupach, a następnie wysłuchaliśmy kazania Dejana Stojkovic, który opowiadał jak to włamywał się do swojego samochodu na parkingu, z lekcją dla nas, że to co mamy możemy wykorzystać na służbę dla Boga. Następnie jako kadra podjęliśmy naprawdę trudno decyzję zmiany planów i przerwania dalszego marszu, by nie przecenić chęci nad możliwości uczestników. Wróciliśmy do kościoła, tam przygotowaliśmy posiłek, i spędziliśmy resztę dnia na integracji, która zakończyła się pizzą!
Biwak był wyzwaniem dla każdego uczestnika, dla kadry, i dla Boga, bo wiemy, że miał nas w swojej opiece na każdym kroku. Poznaliśmy nowe sposoby spędzania czasu, uczestnicy kończąc biwak pytali kiedy kolejny, na którym będziemy spać w hamakach, wędrować i jeść fasolkę w sosie z puszki. Wyciągnęliśmy wiele wniosków, którymi poprawimy nasz kolejny weekendowy wyjazd, bo chcemy aby takie wydarzenia były jeszcze lepsze, i zostawiały jeszcze więcej wspaniałych wspomnień!
Z harcerskim pozdrowieniem:
Czuwaj Maranatha!
Jonatan Kasperczak